Poprzedni rok był dla mnie pod wieloma względami wyjątkowy. W gorące sierpniowe popołudnie wyszłam za mąż za miłość mojego życia, a po zakończeniu sezonu w październiku spakowaliśmy plecaki i wylecieliśmy w poszukiwaniu przygód. Tutaj dzielę się z Wami moimi ulubionymi pocztówkami z naszego pierwszego przystanku, Indii!

O Indiach marzyłam wytrwale odkąd kilkanaście lat temu w czasopismach dla kobiet zaczęły pojawiać się płyty DVD z filmami Bollywood 😀 Spełnianie tego marzenia naprawdę dużo dla mnie znaczyło i nie straszne mi były żadne ostrzeżenia! Byłam gotowa na upał, ścisk, brud i hałas, na ostre jedzonko (uwielbiam!) i przygody komunikacyjne. Miałam w plecaku apteczkę wypchaną na full, więc niczego się nie bałam. No, prawie! Gdy zbliżał się termin wyjazdu, to adrenalinka trochę skoczyła („To to się dzieje naprawdę?!”), ale ruszyliśmy w drogę pełni ekscytacji!

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

Naszym pierwszym przystankiem było oczywiście Delhi. Old Delhi. Na szczęście pierwszego dnia mieliśmy fantastycznego przewodnika z organizacji charytatywnej Salaam Baalak Trust i czuliśmy się z nim bezpiecznie na tłocznych ulicach starego miasta.

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

Na początku dużo łatwiej było nam poruszać się samodzielnie po atrakcjach turystycznych, niż po ulicach. Czasami minuta stania na chodniku skutkowała przebodźcowaniem (każdy czegoś od nas chciał), więc staraliśmy się spędzać jak najmniej czasu na ulicy, wszędzie zamawialiśmy ubera a na spacery mogliśmy sobie pozwolić tylko w kompleksach turystycznych.

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

Rodzinki, które chciały sobie zrobić z nami zdjęcia były najmilsze na świecie!

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

W drugim dniu pobytu w Agrze staliśmy przed kasą biletową Taj Mahal jeszcze przed wschodem słońca. Było warto, po stokroć! Zawsze łatwo się wzruszam, wszelkie emocje widać na mnie jak na dłoni, ale nigdy nie przypuszczałabym, że poczuję coś takiego na widok budynku, który na dodatek jest jednym z najbardziej znanych zabytków na świecie (mainstrem :D). A tu okazało się, że te hordy turystów mają rację!

Ciągle rezonuje mi w duszy to doznanie, kiedy jako pierwsi weszliśmy do środka mauzoleum. Tłumy zostały za nami, robiąc fotki w ogrodach frontowych, a my spokojnie wkroczyliśmy do wnętrza. Chłód marmurowej posadzki pod bosymi stopami był wyjątkowy. Zawsze jest. Uwielbiam ten azjatycki zwyczaj pozostawiania obuwia na zewnątrz. Wtedy nawet wejście do sklepu spożywczego staje się czymś wyjątkowym, bardzo świadomym.Cisza, spokojne kroki po chłodnym korytarzu, biały dostojny, marmur pod stopami, nad głową, po lewej i prawej. Aż w końcu okrągła sala, zwieńczona kopułą, dla której profanacją jest nazywaniem jej salą. Pałac w pałacu.
Pierwsze, co odbieram, to dźwięki. Gardłowy śpiew gołębi rozlega się z każdej strony, może nawet wydobywa się spod ziemi. Zwielokrotniony przez echo tworzy pieśń, która nastraja jak monotonne zawodzenie starych mędrców.
Obrazy. Światła, cienie. Błyski, migotanie. Ściśnięte serce i gęsia skórka. Misternie rzeźbione witraże z białego marmuru zatrzymują na swoich cienkich obrysach złote światło słońca majestatycznie podnoszącego się znad rzeki. Różyczki światła nakładają się na różyczki wewnętrznych marmurowych fasad. Obrót głowy, zawrót głowy.
Pieśń gołębi z nieba i spod ziemi.

Wdzięczność.

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

Większość zdjęć, które zrobiłam w Indiach, pochodzi z telefonu. Robiłam z nich duże wydruki i uważam, że jak na album z wakacji, to jest to zupełnie wystarczająca jakość i nie ma się co spinać! Ale prawda jest taka, że mieliśmy bardzo skrajne odczucia odnośnie bezpieczeństwa i gościnności, więc na wszelki wypadek wolałam zostawiać aparat w hotelu.

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

Jaipur w mojej głowie ilustrowały pałace. I tak faktycznie jest! Zobaczyliśmy tam najpiękniejsze, najzdobniejsze zabytki. Zjedliśmy najpyszniejsze jedzonko, gościliśmy w przemiłym domu na hinduskiej wsi. Ale to również trudne miejsce, które wyciągnęło z nas sporo energii.

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

Amritsar, ze swoją Złotą Świątynią, jest jednym z moich ulubionych wspomnień! Znaleźliśmy schronienie w schronisku dla pielgrzymów, chillowaliśmy pod arkadami w poszukiwaniu chłodu i wyciszaliśmy się słuchając monotonnych głosów śpiewających wersety z księgi.

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

Tak się pod koniec rozszaleliśmy, że nie straszne nam było koczowanie na dworcu w oczekiwaniu na autobus, który miał nas zawieść w Himalaje!

Fotograf Ślubny LublinFotograf Ślubny Lublin

A sam widok na Himalaje jest już naszym ostatnim wspomnieniem z Indii! Planowany 3-tygodniowy pobyt skróciliśmy do 2 tygodni z powodu zmęczenia różnymi małymi rzeczami, które wyciągały z nas energię, i ruszyliśmy na rajską wyspę. Ale perspektywa czasu łagodzi utrudnienia, eksponując wspaniałości, więc wspomnienia są cudowne!

Jestem niesamowicie szczęśliwa, że spełniłam swoje największe podróżnicze marzenie. Spróbowałam fantastycznym smaków, przeżyłam chwile silnego uniesienia i wyciszyłam się, jak nigdy. Widziałam cuda architektury obok hałd śmieci, jednego dnia poznawałam ogromną gościnność i zimną wrogość. Nauczyło mnie to dużo o świecie, ale przede wszystkim, o mnie samej. Każde ekstremum, w jedną bądź drugą stronę, pozwala zaobserwować całe mnóstwo własnych reakcji, emocji i granic. Podróż potrafi ogromnie wzbogacać, jeśli jej na to pozwolimy.