Alicja i Bartek | Wiosenna sesja narzeczeńska
Lato już się u nas rozgościło, ale jeszcze wracam tu do wiosny. No a co to była za wiosna! Wyczekana, wytęskniona, kojąca na moją zbolałą, wyposzczoną, odizolowaną duszę, jak żel z aloesu na spieczone barki. Gdy umawiałam się z Alą na to nieoczekiwane spotkanie na początku maja, myślałam, że wyskoczę z siebie z ekscytacji. Będą ludzie! Będą kwiaty! Będą wrotki, las i rzepak! Będą zdjęcia! <3
Już przygotowania do tej sesji były pełne wyzwań, bo mieliśmy jedno popołudnie, a uparliśmy się, że zrobimy 4 lokalizacje, 4 stylizacje, 4 klimaty. Prawdziwe 4 w 1. Na dodatek wzięłam na siebie cudowne zadanie, by pojeździć po wioskach i znaleźć piękny, kwitnący sad, w którym moglibyśmy zacząć spotkanie. Wkręciłam się w to na równi z moim tatą (już wiem, po kim mam szwędanie się po wsiach), jeździliśmy w deszczu od gospodarstwa do gospodarstwa, wypatrując TEGO jedynego. I znaleźliśmy! Stare drzewa obsypane kwiatami, uformowane w wielkie, dostojne parasole, a to wszystko u najmilszych gospodarzy na świecie. Dzięki ich gościnności, mam wspaniałe miejsce na wiosenne spacery i jesienne romantyczne sesje wśród jabłek. Jeśli zachwyca Cię ten pomysł, tak jak mnie, to pisz! <3
Spotkanie z Alicją i Bartkiem zaczęliśmy właśnie od wspomnianego sadu, potem przejechaliśmy na leśną ścieżkę przyrodniczą „Bobrówkę”, wieczorem pobiegałam za nimi trochę, gdy wygłupiali się na wrotkach 😀 , a zakończyliśmy dzień pięknym zachodem słońca w rzepaku.
Cieszę się ogromnie, że pomimo sytuacji na świecie miałam możliwość celebracji wiosny w taki sposób. Przemijanie pór roku zawsze budzi we mnie nostalgię (no, może oprócz zimy, ta niech mija jak najszybciej, a kysz!), zatrzymanie odrobiny piękna świata na zdjęciach daje mi poczucie, że to nie był sen, to wydarzyło się naprawdę 🙂