Kto nie marzył kiedyś o slalomach cyprysów, rozgrzanych, średniowiecznych murach i chłodnych, winnicowych piwnicach? My zdecydowanie marzyliśmy i sny zamieniliśmy w czyn tuż po majówce, licząc, że rozpłyniemy się wtedy w toskańskim słońcu. Przeliczyliśmy się srodze, bezradni właściciele agroturystyk rozkładali ręce włączając nam ogrzewanie i mówiąc: „Not normal”. Ale szczerze, włoskie gelato smakuje wybornie przy każdej pogodzie.

Naszym malutkim, bielutkim Fiatem Qubo przemierzaliśmy drogi i bezdroża (dosłownie) w poszukiwaniu najlepszej pizzy i najbardziej rozweselającego wina. Wierzcie mi, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, bo poznać dogłębnie wszystkich kandydatów. Zawędrowaliśmy do krainy Assasin’s Creed i na średniowieczny Manhattan, szukając pamiątkowego kubka odkryliśmy grobowce Etrusków, witaliśmy pierwsze promienie słońca i żegnaliśmy ostatnie nad basenem z widokiem na dolinę z obrazów impresjonistów. 

Fotografowaliśmy, a raczej -łyśmy, bo to panie w tej grupie nosiły za panami aparaty. Ja jestem przeszczęśliwa, że w końcu mamy z Maćkiem wspólne zdjęcia z podróży, ale jako urodzony fotograf, najwięcej frajdy sprawia mi naciskanie spustu migawki! I takich kilka(dziesiąt) klatek wrzucam poniżej 🙂