Kasia | Sesja portretowa w parku
Naszym spotkaniem z Kasią pożegnałyśmy wrzesień. Ten, na odchodne ozłocił nas łagodnymi promieniami słońca, zaczerwienił kasztany i usłał nimi mech.
Do mnie jesień zawsze przychodzi z zaskoczenia. Łudzę się, że lato potrwa trochę dłużej, wygrzeje na zapas, zbałamuci jesień i ta się zapomni. Nie spodziewam się jej, a ona po kryjomu maluje dynie na czerwono i odsyła jaskółki, wypełniając parki wronami.
Ze spadającymi kasztanami nie mogę się kłócić. Podnoszę z ziemi rozgrzane słońcem owoce, ich ciepło ogrzewa moją dłoń i duszę. W chwili wzruszenia godzę się zaakceptować to, że przyszła. Trudno mi się rozstać z symbolem naszego paktu, chowam kasztana do kieszeni, chcę żeby był blisko, chcę go zabrać do domu.
I po co?
Później żałuję, bo gdy go znajduję, schnie zapomniany w samotności w kieszonce płaszcza. Przypomina o przemijaniu.
Jest w tym dla mnie jakaś perwersyjna przyjemność. Wypełnia mnie obawą a jednocześnie tęsknię za nią jak oszalała. Chcę się razem z nią złocić w słońcu, przesiąkać dymem z ogniska, gnać po polach i kręcić ludziom w nosie. Rozsiewać zapach świeżej ziemi, grzybów i sosnowych igieł. Chcę razem z nią zasnuć się chmurami, pociemnieć i płakać rzewnie w samotności. Chcę jak ona, usychać z rozpaczy. Zgubić liście i zostać tak, naga, bezbronna, tragiczna i szczera.
Czy jest coś piękniejszego od ciebie, jesień?